Na Ziemi mówi się dziś ponad 7000 języków. Każdy z nich to żywe archiwum- naczynie pamięci, krajobrazu, rytmu i rytuału. A jednak, zanim minie to stulecie, ponad połowa z nich może zamilknąć na zawsze. Język znika średnio co dwa tygodnie. Nie w huku wojny ani w świetle płomieni, ale cicho, bez świadków.
To nie tylko kryzys komunikacji. To powolne wymazywanie ludzkiej wyobraźni.
Język nie jest jedynie narzędziem do opisywania świata. To rama, przez którą go postrzegamy. W niektórych rdzennych językach australijskich nie istnieją słowa „lewo” czy „prawo”- są tylko kierunki świata. W innych czas płynie ze wschodu na zachód, jak słońce. Są też języki, w których przeszłość nadchodzi z tyłu i przesuwa się ku przodowi poprzez pamięć. Gramatyka kształtuje nie tylko to, jak mówimy, ale i to, jak myślimy. Czego nie potrafimy nazwać- tego nie potrafimy uchwycić. A czego nie potrafimy sobie wyobrazić, tego powoli zapominamy, jak w ogóle czuć.
Każdy język niesie ze sobą słowa nieprzetłumaczalne- nie tylko dlatego, że są rzadkie, lecz dlatego, że wyrastają z określonego sposobu życia. Islandzki ma gluggaveður- pogodę, która pięknie wygląda przez okno, ale jest zbyt koszmarna, aby wyjść na zewnątrz. W języku yaghan z Ziemi Ognistej, niemal już wymarłym, istnieje mamihlapinatapai- spojrzenie dwojga ludzi, z których każdy chce, by to drugi zrobił pierwszy krok ku temu, czego oboje pragną. Po włosku jest abbiocco- senność, która ogarnia po obfitym, sycącym posiłku. To słowo niesie ze sobą uczucie sytości, ciepła, jadalnego spokoju. Po włosku nie tylko się je- przeżywa się chwilę po posiłku.
Są też języki, które same w sobie są muzyką- melodyjne, rytmiczne, niemal tańczone, jak brazylijski portugalski. Poruszają się, wznosząc i opadając jak samba albo fale- sprawiają, że ludzie się kołyszą, uśmiechają, rozluźniają. Niektóre języki brzmią jak śpiew, nawet gdy tylko się je mówi. Przenoszą nie tylko informacje, ale i radość.Inne, jak włoski, są szybkie, ekspresyjne, pełne gestów. A angielski? Potrafi być chłodno logiczny- język nauki i prawa. Ale to także język Szekspira, język poezji mówionej i piosenek. Często nie podaje gotowych słów na nasze uczucia- zamiast tego daje narzędzia, byśmy zbudowali je sami.
Osoby wielojęzyczne często mówią, że w każdym języku są trochę kimś innym. Zmienia się nie tylko słownictwo- ale też postawa, ton głosu, a nawet wartości. Badania Susan Ervin-Tripp z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley wykazały, że osoby dwujęzyczne opowiadały różne wersje tej samej historii w zależności od języka, którym się posługiwały. Inne badania pokazały, że język wpływa na poziom ekstrawersji, pewność siebie, a nawet na to, co i jak pamiętamy. Po francusku ktoś może czuć się poetycko i delikatnie; po hiszpańsku- śmiało i muzycznie; po angielsku- rzeczowo i konkretnie. Dla wielojęzycznych każdy język to inna soczewka- a czasem inne „ja”. Mówić w innym języku to nie tylko zmienić kod. To zmienić świat.
Gdy język umiera, znikają też nastroje, które potrafił nazwać. A z nimi- całe sposoby życia.
Globalizacja, mimo wszystkich obietnic łączności, staje się siłą spłaszczającą. Dominujące języki- angielski, mandaryński, hiszpański- rozpychają się z ekonomiczną i technologiczną mocą, podczas gdy te mniejsze cofają się w ciszę. Dialekty pasterzy, położnych, rybaków, babć- są stopniowo wypierane przez chłodną wydajność globalnego rynku. Dzieci uczą się języka lotnisk i aplikacji, ale nie tego, którym przodkowie szeptali do ziemi.
Niektóre rodziny przestają przekazywać dawny język nie ze wstydu, lecz z miłości-wierząc, że biegłość w języku dominującym da ich dzieciom bezpieczeństwo, możliwości, szacunek. I może tak właśnie jest. Ale to, co zyskujemy, okupione jest stratą: cichym końcem pejzażu pamięci, logiki przodków, rytmu oddechu, który niegdyś należał tylko do tego miejsca, tych ludzi, tej gleby.
To nie nostalgia. To wymieranie.
A z każdym kolejnym zanikającym językiem świat staje się węższy, ciemniejszy, prostszy-mniej zdolny do pomieszczenia całej złożoności ludzkiej myśli.
Co jeśli ostatni użytkownik jakiegoś języka umrze, zanim usłyszymy słowo, którym opisywał miłość- albo żal, albo świt, albo ciszę między dwiema falami?
Co jeśli całe kosmologie znikną, zanim w ogóle dowiemy się, że istniały?
Co jeśli tracimy nie tylko języki- ale i samą zdolność wyobrażenia sobie, kim jeszcze mogliśmy być?
O językach, postrzeganiu i cichej śmierci ludzkich światów.
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.